Właśnie widzę, że polskie tłumaczenie to tekst, więc je poprawiłam.
Jadę do pracy jak każdego ranka. Jak zawsze prosto ulicą Rothenbaum, aż do sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu z Feldstraße. Po chodniku jedzie na rowerze młody chłopak - oczywiście jest to zabronione. A on co robi? Nagle niespodziewanie zjeżdża na ulicę. Hamuję, ale hamulec nie działa. Jadę dalej. Przez ulicę przechodzi dwójka dzieci. Co robię? Zjeżdżam w lewo, prosto w budkę telefoniczną. Dzięki Bogu nie w drzewo. Przeważnie jeżdżę bardzo wolno. Mam więc teraz tylko guza na głowie, a w samochodzie popsute są jedynie reflektory i migacz. Ale gdzie jest ten szalony rowerzysta? Niech go tylko dorwę!
Jeżdżę na rowerze wszędzie: do szkoły, do miasta, na zakupy. Często jeżdżę ze znajomymi w parku lub w lesie.
Dziś rano jadę do szkoły, jak zawsze, po drodze dla rowerów. Ta droga jest oczywiście dla rowerzystów, dla pieszych jest chodnik. Każdy to wie. Za mną na ulicy jedzie BMW, dość szybko. No cóż, myślę sobie, kierowcy BMW szpanują swoimi samochodami, zawsze jeżdżą za szybko i ciągle powodują wypadki. I co się nagle dzieje? Jakiś kot wyskakuje mi przed rower! Zjeżdżam w lewo na ulicę, mijam to BMW i wjeżdżam w Feldstraße. Nagle słyszę zderzenie. Ocho, myślę sobie, to na pewno kierowca BMW.
Uwielbiam poranki. Na skrzyżowaniu zawsze coś się dzieje. Autobusy, samochody dostawcze, ludzie spieszący do pracy, uczniowie do szkoły. Siedzę na parapecie na pierwszym piętrze i obserwuje drogę. Jakieś BMW jedzie ulicą Rothenbaum w kierunku dworca głównego. Ludzie wysiadają z autobusu i przechodzą przez ulicę, oczywiście przed autobusem. No cóż. Głupi pozostanie głupi, nie ma na to lekarstwa(niem:pigułki).Wtem ktoś otwiera okno i muszę skoczyć. Ląduję dokładnie przed rowerem i biegnę szybko przez ulicę, za budkę telefoniczną. Nagle słyszę łomot i budka jest rozwalona.