Dodam jeszcze, ze jak studiowalam na WSSM te nieszczesne tlumaczenia, to zupelnie nie wiedzialam, jak powinno sie tlumaczyc, a szczegolnie teksty prawnicze. Jedna wykladowczyni jak starala sie mowic, to robila bledy i w ogole miala problem z wypowiadaniem sie. Owa wykladowczyni powiedziala, ze czasownik sie deklinuje.... To ciekawe! Z kolei druga, majaca o sobie strasznie wysokie mniemanie, nie dopuszczala innych wersji tlumaczenia, jedynie swoje uwazala za wzorowe i nie bylo odstepstw. Ta wielka doktor potrafila tak pogmatwac, ze nie wiedzialam, co z czym powiazac. Robila tez sluchanie: wybrala kasety magnotofonowe sprzed wojny i kazala mi tlumaczyc dialekt (zauwazywszy, ze to byl przeklad pisemny). To, ze zrezygnowalam, to byla moja najlepsza decyzja w tamtym okresie. Absolutnie odradzam, jesli ktos naprawde chce sie czegos nauczyc.
Jestem teraz na translatoryce na WSL i nareszcie wszystko mi sie rozjasnia. Wykladowcy sa super:)