I wreszcie zadzwonił ostatni w tym tygodniu dzwonek. Zaczął się weekend. Jak każdy uczeń z niecierpliwością pobiegłem do domu. W domu zjadłem obiad, przebrałem się i wybiegłem na dwór. Na dworze spotkałem się z przyjaciółmi. Graliśmy w piłkę, gadaliśmy. Około godziny 18 poszliśmy na pizze. Na dworze się już ściemniło więc poszedłem do domu. W sobotę mama obudziła mnie o 7:00. Spakowała moje rzeczy i pojechaliśmy na wycieczkę do Karpacza. Na miejcie dojechaliśmy o 10. Zjedliśmy 2 śniadanie i poszliśmy w góry. Spacerowaliśmy po lesie, skakaliśmy po kamieniach. O 12 poszliśmy nad staw się wykapać w stawie. Woda była bardzo ciepła. Po kąpieli udaliśmy się do schroniska na obiad. Po obiedzie Poszliśmy na Śnieżkę. Wchodziliśmy tam 2 godziny. Oglądaliśmy panoramę. Po wejściu na szczyt, kupieniu pamiątek udaliśmy się na parking do samochodu. Pojechaliśmy do domu. W domu byliśmy o 18. Pomogłem jeszcze mamie posprzątać i umyłem tacie auto. Zmęczony poszedłem spać. W niedziele jak zawsze wstałem o 8, umyłem zęby i poszedłem do kościoła. Po kościele zjadłem z rodzicami obiad i poszliśmy do babci. Jak zawsze siedzieliśmy u niej do 16. Potem pojechaliśmy na działkę na grilla. Przyjechał wujek z ciocią i moi dwaj kuzyni. Na działce siedzieliśmy do późnego wieczora. Gdy każdy zrobił się już zmęczony pojechaliśmy do domu spać. To był jeden z najlepiej spędzonych weekendów i nigdy go nie zapomnę.